Życie pisze najlepsze scenariusze :) o czym dowiemy się za trzy dni 😉
Poranek piękny, słoneczny i ciepły. Szybkie zakupy na śniadanie i… klops. Okazuje się, że mają tu święto narodowe i jedyne co otwarte to stacje benzynowe. Trudno, karmimy nasze rumaki 95 , a my na głodnego jedziemy dalej. Asfalt szybko zamieniamy miły szutr, który z kolei szybko przechodzi w kamienistą drogę. Dla naszych trzech KTM-ów miód pod nasze koła 😁 czego nie morze powiedzieć nasz kolega na Hondzie. Walczy dzielnie i nawet kilka razy nas wyprzedza bo my uradowani drogą i jej nawierzchnią omijamy zjazdy i musimy zawracać na właściwą trasę.
Kawa !! to powinno pomóc na głód. A tak piękne okoliczności przyrody same proszą się o postój, który oczywiście robimy :) Ciastka to wyśmienity obiad na pusty brzuch hahaha. Kawa z ciastkami w takich warunkach coś absolutnie unikatowego. Po tak wykwintnym daniu ruszamy dalej bo czas goni. Górskie drogi wiją się coraz wyżej, aż docieramy do jeziora coś, ala naszego Morskie Oko w Tatrach. Tylko takie bardzie przyjazne turystom wszelakiej maści. Jest tu sporo rozbitych namiotów domków, knajpek…. sztuk jedna 😉 i miłych wesołych ludzi, wymarzone miejsce na biwak lecz nie tym razem trasa jest zaplanowana inaczej, więc musimy niestety jechać dalej.
Droga w dół to istna kolejka górska. Oczywiście przyzwyczajenia z EXC 2T biorą górę i zapominam hamować silnikiem. Szybko zagotowuję hamulce i prawie wypadam z trasy. Opanowanie i szybka reakcja pozwoliła zatrzymać się na pierwszym zakręcie, a nie ostatnim ,gdzie prędkość x masa zrobiła by sporo kłopotu z pozbieraniem się w całość. Musimy odczekać chwilę aż płyn i zacisk pozwoli jechać dalej.
Naszą uwagę przykuwają porozstawiane w zasadzie porozrzucane olbrzymie, ogromne kamulce, a w zasadzie fragmenty skał ??? Spojrzenie w górę szybko wyjaśnia nam pochodzenie owych głazów i czym prędzej uciekamy z miejsca w którym lądują odłupane od gór skały. Stwierdzamy, że jak usłyszymy nadciągający pociąg towarowy może być za późno na ucieczkę 🤣 Czym prędzej uciekamy z strefy zrzutu.
Już po chwili droga w dolinie robi się już płaska i bez dodatkowych atrakcji. W pierwszej napotkanej miejscowości znajdujemy bardzo fajny nocleg. Umyci i przeprani wyruszamy w końcu na łowy bo posiłek tego dnia to narazie to kawa i ciastka gdzieś na szlaku.
Niestety to już koniec offu i reszta dwóch dni na motocyklu to tylko asfalt przeplatany posiłkami w knajpkach i spaniem u Gorana w Serbii, który pomimo zapowiedzi wysłanej na zły nr telefonu :) przywitał nas z otwartymi rękoma.
W samej Serbii i Rumunii uderzyła nas ponownie potężna susza, gdzie potoki górskie, którymi ciężko było się przeprawić motorami jeszcze 2 lata temu tym razem były tylko wspomnieniem dawnych rzek czy potoków, były kompletnie suche, zero wody, ale nie tak, że coś tam ciurka nie zero kompletnie wyschnięte !! tylko suche głazy były świadkami dawnych strumieni, które miały taką moc, żeby te głazy pchać w dół.
Po jakichś 7 godzinach docieramy na parking, szybkie pakowanie i w drogę lecz przygoda jeszcze się nie kończy po drodze kończy się w nowym Oplu rozrząd 🤷🏻 i tylko dzięki jednej z pracownic Roba docieramy tego samego dnia do domu. KONIEC uff 😉🙈