4 sierpnia 2010

Relacja z Zakarpacia 2010

Skład wyjazdowy: Tomasz, Popielica sztuk 6, Jurek i Kowal

Spotykamy się o 7 rano u Kowala w podwarszawskim Piasecznie. Szybka, mocna kawka i w drogę. Dzień zapowiadają gorący więc korzystając z porannego chłodu sprawnie jedziemy na południe. Pierwszy postój mamy w Kozienicach gdzie wpraszamy się na kawkę do przyjaciół Justyny i Maćka. Z Kozienic kierujemy się na Barwinek. W tym roku chcemy sprawdzić trasę przez Słowację. Ponoć jest lepsza i szybsza. Prognozy się sprawdziły i jest niemiłosiernie gorąco. Musimy robić częste postoje na picie i regenerację. Niewiele pomagają nawet przewiewne ubrania w których jedziemy. W barwinku wymieniamy walutę i kilka kilometrów za granicą Słowacką skręcamy z głównej drogi na piękne i wąskie górskie drogi. Robi się chłodniej a dzięki zakrętom ciekawiej. Granicę z Ukrainą przekraczamy w Ubli – Wielki Berezny. Ku mojemu zaskoczeniu nie ma żadnej kolejki i cała odprawa idzie sprawnie i w miłej atmosferze. Po dwudziestu minutach tradycyjnie na jednym kole, mijamy ukraiński szlaban. Witaj Zakarpacie!
Do naszych przyjaciół Pawła i Vadika zostało nam niespełna 30 kilometrów po fantastycznych dziurawych i wąskich drogach. Mimo zmęczenia jedzie się cudownie. Wracają wspomnienia z poprzednich wyjazdów potęgowane chęcią spotkania przyjaciół. Oczywiście witają nas po królewsku. Genialne jedzenie przygotowane przez Vadika, toasty i rozmowy trwają do późna. 


Połonina Runa

Pierwszy dzień w planach miał być spokojny więc ruszamy w stronę Połoniny Runej. Postanawiamy wjechać łatwą drogą tzw. betonką. Jest to stara zniszczona wojskowa droga prowadząca ze wsi Lipowiec na sam szczyt połoniny. W połowie drogi pogoda momentalnie się psuje. Zaczyna mocno padać a w oddali słychać grzmoty piorunów. Robimy postój wśród drzew. Musimy przeczekać burzę. Pchanie się na odkrytą przestrzeń na szczycie byłoby szczytem głupoty. Mimo iż jesteśmy kompletnie przemoczeni, dobre humory nam dopisują. Burza jak to w górach przechodzi tak szybko jak przyszła i po kilkunastu minutach wspinaczki betonowymi serpentynami jesteśmy na pierwszym szczycie. 


Niestety znów zaczyna padać, więc chowamy się w starych sowieckich bunkrach gdzie za czasów CCCP trzymano rakiety wycelowane w Europę. Kilka minut później znów świeci słonce i ruszamy na kolejne szczyty połoniny. Tutaj betonki już nie ma i musimy przedzierać się przez ubłocone głębokie koleiny. Pierwszą ofiarą kolein jest tradycyjnie kierunkowskaz Kowala. Nie wytrzymuje i rozpada się przy pierwszej wywrotce. Kowal z kolei zalicza przepiękny zeskok z motocykla w dojrzałe jagody. Teren jest dość trudny a rozmoczona deszczem glina i śliska trawa zniechęcają do szybszej jazdy. A widoki. Oj dla takich chwil warto rzyć. Panorama Karpat hipnotyzuje i ciężko oderwać od niej wzrok.
Po dwóch godzinach zjeżdżamy  i kierujemy się do Pereczyna na obiad. Zamawiamy tradycyjnie po Barszczu z Pielmieniami. Pycha. Jest jeszcze dość wcześnie, więc zanim wrócimy do pensjonatu Vadika postanawiamy spróbować podjechać na szczyt jednej z gór w Wiszce.
Podjazd jest bardzo stromy i prowadzi stokiem 
narciarskim.Dzielnie walczymy w namokniętym podłożu, każdy z nas co chwila się wywraca. Jest bardzo ślisko. Próbujemy z drugiej strony ale efekt jest podobny. W końcu rezygnujemy. Zmęczeni i ubłoceni wracamy do pensjonatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz