2 września 2010

W DROGĘ CZAS


Pierwszy cieplejszy dzień. W końcu. Jeszcze wczoraj po kilku godzinach spędzonych na dworze musiałem wziąć długi gorący prysznic, zanim wszystkie kończyny się rozgrzały.
Odpalam motocykl i w drogę. Taki scenariusz wymyśliłem w drodze do garażu, ale życie pokazało inny. Nie jeździłem już ponad dziesięć dni i akumulator nie miał siły odpalić motocykla. Na szczęście mam kopniaka. Po kilku minutach kopania w końcu zapalił. Odjazd.
Kieruje się na południe bo z mojego garażu to najbliższa wylotówka z Warszawy. Oddalam się od miasta, hałasu, problemów, korków, które nagle pojawiły się wraz z końcem wakacji. Jest cudownie. O nic się nie martwię o niczym nie myślę. Po prostu jadę…
…i pomyśleć, że wymyśliłem to wszystko w przerwie reklamowej jakiegoś durnego filmu.
Postanowione. Jutro wyjeżdżam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz