Noc była koszmarem, nasz zaprzyjaźniony burek poczuł się chyba zobowiązany i całą noc szczekał, nie pomagały nawet zatyczki. Kiedy wreszcie pies ucichł i mieliśmy nadzieję na jakąś drzemkę, zaczęły beczeć owce, niedługo później dołączyły koguty. Całkowicie niewyspani ruszamy w dalszą drogę, do portu zostało nam niewiele kilometrów. Niebo jest mocno zachmurzone, ale nie pada. Dopiero na samym wybrzeżu dopada nas załamanie pogody. Ostatnie kilometry pokonujemy w deszczu i gęstej mgle, wieje też porywisty wiatr. Widoczność sięga najwyżej 15 metrów.
W południe docieramy do portu. Szybka odprawa i bardzo długie oczekiwanie, nad Hiszpania jest burza i promy nie pływają ! Na nasze szczęście zatoka portowa ma chyba jakiś mikroklimat, bo nam świeci słońce. Po kilku godzinach przypływa prom, wyładunek i ponowny załadunek trwa kolejne godziny, wreszcie mocujemy motocykle własnymi pasami. Odpływami, w porcie zostaje jeszcze wiele samochodów oni pewnie popłyną dopiero jutro. O 20 jesteśmy w Hiszpanii, jest już po burzy, do campingu gdzie zostawiliśmy samochód zostało tylko 70 km.
Mizer
Nie przypominam sobie takiej zieleni w tamtych rejonach :)
OdpowiedzUsuńBlog dobry. Bardzo dobry.