Na kolejne dzień zaplanowaliśmy półpustynne szlaki. W miejscowości Taouz nasz droga rozdziela się na wiele pomniejszych dróżek, miejscowy wskazuję nam droge. Szybko okazuję się, że wprowadza nas w wyschnięte koryto rzeki, trasa jest pełna fesz feszu i kamieni, sam natomiast na swoim mopedzie jedzie górą po twardym. W końcu decydujemy wyjechać z tego koryta. Wyżej nawierzchnia jest twarda, ale ziemia co jakiś czas poprzecinana jest kanionami o głębokości 2 metrów. Nasz "miły przewodnik" proponuje nam wyprowadzenie z tego labiryntu na lepszą drogę. Po zmianie kierunku o 180 stopni i ubożsi o 20 Dirhamów, po półgodziny wyjeżdżamy na wspaniałą szutrówkę. Szybka jazda nie trwa zbyt długo, pojawiają się kamienie, a później sypki piach.
W końcu trafiamy na odcinki specjalne rajdu, szybsze odcinki mieszają się z technicznymi, prawdziwa ekstremalna jazda. Mamy też drobne problemy z nawigacją i jedziemy totalnym offem. Kilka razy mamy bliskie spotkania z lokalną przyrodą, krzaki mają tam kilku centymetrowe kolce i w z łatwością przebijają nasze ciuchy. Zabawę przerywa guma Tomasza, w tylnym kole siedziało kilka dużych cierni. Nie za bardzo wiadomo skąd podjeżdża do nas lokalny biker na Yamaha DT i proponuje swoją pomoc. Mamy wszytko co potrzebne więc wymieniamy tylko uściski i razem robimy sobie zdjęcie. Robi się późno, wybieramy miejsce na obóz. W odległości ok 10 km widzimy światła jakiejś wioski, postanawiamy że Ja, Jurek i Mariusz rozbijemy obóz a Tomasz i Kowal pojadą po coś smacznego do jedzenia. Chłopaki wrócili dopiero w całkowitych ciemnościach. "Wyprawa po catering" okazała się nocnym maratonem po diunach i fesz feszu, jazda całkowicie po omacku.
Filmik z myfona
i jak zwykle kilka zdjęć z dnia
Mizer
dzień siódmy wyprawy tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz