22 sierpnia 2013

Grupa Romana - etap 2

    Wieczór mija na rozmowach o kierunkach wyjazdów motocyklowych. Co warto zobaczyć, a co można sobie odpuścić. W końcu rozmowa schodzi na rumuńskie niedźwiedzie zwane przez nas "Nieświeć" z racji kawału, który opowiadam towarzyszom. I jakoś tak entuzjazm gaśnie :). Rozpalone wcześniej ognisko dodaje nam tylko otuchy. W końcu po kilu godzinach padamy ze zmęczenia w namiotach . Ranek wita nas pięknym słońcem, na szczęście chowa się jeszcze za drzewami, co daje nam chwilę wytchnienia o poranku. Rozbiliśmy się niechcący i na szczęście pod laskiem. Drzewa rzucają cień. Niestety jesteśmy zmuszeni przenieść namioty w słońce, aby usunąć efekty porannej rosy. Po śniadaniu ruszamy na podbój połonin. Drogę, którą przecieraliśmy z wielkim trudem pokonujemy z wielką łatwością innym zboczem i już po chwili lądujemy w pobliżu szlabanu, gdzie zaczynał się ostry zjazd i po chwili podjazd :). No cóż nauka na przyszłość.

Poranek    i najpiękniejszy widok z namiotu :) 
   Ruszamy dalej po śladzie przekazanym od znajomych z forum z ADV. Niestety w międzyczasie powstała budowa tamy i szlak się urywa. Kila minut błądzenia  i odnajdujemy drogę spokojnie po śladzie wspinam się na połoniny.








Psy są wszechobecne, całe watahy tych czworonogów otaczały nas gdziekolwiek się nie pojawiliśmy. Myślę, że "nieświeć" nie jest tak groźny jak sfora psów - prawdziwy koszmar Rumuni. Nic, trzeba jechać dalej. Po połoninach musieliśmy zjechać do miasteczka napełnić zbiorniki paliwa. Mój motocykl ma największy zasięg, bo bańka ma 28 l paliwa, więc jestem traktowany przez kompanów jak tankowiec :).




    Trudno, na połoninach paliwo drogie :). Sprzedam z zyskiem :)  Zatankowani i najedzeni ruszamy dalej. Połoniny wyglądają coraz bardziej malowniczo. Docieramy do podjazdu, który wydaje się ciut za stromy na bagaż, który wiozę oraz paliwo, które mam w zbiorniku dla reszty. Próba podjazdu kończy się niepowodzeniem i mało brakuje do tzw. rolki.



    Na szczęście udaje mi się opanować motocykl i wychodzę z tarapatów cało. Marcin próbuje jeszcze walczyć kilka minut na podjeździe i odpuszcza.  Mamy nie wyrównane rachunki z tą górą i na pewno tam wrócimy. Szybko znajduję objazd i już po mniejszej stromiźnie wspinamy się na szczyt. Góra jest już płaska i daje się spokojnie jechać. Kierujemy się na lewo od Golgoty, żeby znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Po kolejnym zjeździe pokazuje nam się piękne jezioro między dwoma szczytami.



    Widok oszałamiający. Decydujemy, że  dziś śpimy - romantyczne miejsce jak na trzech facetów (Marcin dodaje, że dziś spadają Perseidy, więc noc zapowiada się mega). Ognicho, kolacja i "spadające gwiazdy" to piękne zakończenie dnia c.d.n.


Jerzy

2 komentarze: