3 września 2013

Grupa Romana - etap 4


Ranek zapowiada zmianę pogody. Słońce tylko czasami wygląda zza chmur co nie nastraja nas najlepiej. Plan na dziś jest mega lajtowy. Musimy spakować motocykle na lawetę przejechać około 300 kilometrów, znaleźć miejsce na pozostawienie lawety i iść spać. 
Pakowanie maszyn idzie nam sprawnie, każdy wie co ma robić i nie ogląda się na nikogo. 30 minut później motocykle są gotowe do jazdy na przyczepie. Jemy jeszcze śniadanie i około południa wyruszamy na podbój Trans Fogarskiej i Trans Alpiny. To drogi asfaltowe po których nie mamy zwyczaju jeździć, ale być tu i nie widzieć tych dróg to ponoć grzech. 

Pasażer na gapę  
Szczyty w oddali, pięknie


 Trasa idzie nam sprawnie Marcin w nawigacji znajduje camping pomiędzy dwoma dużymi miejscowościami, jedziemy go sprawdzić. Wjeżdżamy do małej i bardzo urokliwej wioski której mieszkańcy zajmują się produkcją wina. Bramy całe są przyozdobione malowidłami świadczącymi o ich działalności. Na samym końcu drogi znajduje się pensjonat z basenem i miejscem na namioty prowadzony przez Holendra i jego żonę. Dogadujemy się bez problemu, wynajmujemy pokój trzyosobowy jemy kolację i przygotowujemy motocykle na rano żeby nie tracić czasu rano na rozładunek.














Kolejnego dnia ruszamy w stronę widokowych szlaków i już w oddali widać cały masyw górski który będziemy przejeżdżać. Marcin ostrzega nas przed ostrymi zakrętami. Ma sporo racji opony kostki nie za dobrze radzą sobie na asfaltowej nawierzchni która na nas czeka. Po upływie kolejnych godzin i przejechaniu niekończących  się zakrętów docieramy w końcu na przełącz Transfogarskiej . Widok jest świetny i trudny do opisania. Ruszamy dalej i  przejeżdżamy przez tunel na drugą stronę masywu górskiego. Tu przy kolejnym widoku robimy postój na obiad. Tradycyjnie zupka chińska i kabanos, ale widok już nie tradycyjny :) 










Niestety zaczyna padać zwijamy szybko majdan i ruszamy w dół mając nadzieje, że tam mniej pada. Po godzinnej jeździe w deszczu jest nam już wszystko jedno, ale w końcu pogoda się poprawia, a my z dołu oglądamy  zamek Poienari należący do Włada Palownika (pierwowzoru Drakuli). Buty do jazdy na motocyklu nie nadają się kompletnie do chodzenia tym bardziej po schodach więc odpuszczamy sobie dokładniejsze zwiedzanie zamku. 


W małej miejscowości robimy szybkie zakupy i ruszamy dale śladem przekazanym nam przez kolegów. Niestety to kolejne kilometry w asfalcie.  Zaczyna się ściemniać, a my jeszcze nie mamy gdzie spać , wybieramy jakąś wąską drogę odbijającą od głównej przejeżdżamy rzekę i udaje się znaleźć miejsce osłonięte od drogi i w sam raz na rozbicie biwaku. Rozpalamy ognisko, rozstawiamy namioty, kolacja i spać :)


c.d.n.  

Jerzy  

1 komentarz:

  1. Świetna trasa. Zazdroszczę takiej wyprawy, super wycieczka i piękne widoki, zapierające dech w piersiach i cudowne maszyny :) Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych wypraw :)

    OdpowiedzUsuń