8 lutego 2017

Projekt Wisła 2

Niestety, wyjazd trochę chomikowany bo odbył się w 2014 r i jeszcze parę mamy do publikacji, ale nadrobimy.

No dobra, nie ja to zacząłem, ale ja to skończę. Projekt Wisła. To przez ten wyjazd postanowiłem dokupić motocykl do off bo do on już miałem :) Jazda asfaltem przestawała mnie coraz bardziej kręcić, więc dobrze się złożyło. Jako że od tego czasu sporo wody w Wiśle upłynęło to i motor ten pierwszy do jazdy off też już się zmienił. Obecnie i już chyba do śmierci pozostanie KTM LC4 ADV.





Projekt Wisła 1 miał na celu zdobycie odcinak drogi od Warszawy wzdłuż Wisły tylko do Krakowa. ps. trzeba to powtórzyć do żródła rzeki.
Natomiast ja w Projekcie Wisła 2 chciał zobaczyć jak Wisła wpada do Bałtyku :) i....

Zacząłem rysować ślad na mapie, bardzo szybko i sprawnie to szło, aż byłem miło zaskoczony ile dróg biegnie wzdłuż koryta. W realu jak się później okazało nie było to wcale takie łatwe. Wiele miejsc i szlaków na mapie wydających się przejezdnymi było zagrodzonych lub ogrodzonych, aż do samego brzegu, więc przejazd był niemożliwy i trzeba było kluczyć pomimo tego, że ślad na mapie wyglądał na prosty :)




Na wyjazd umawiam się z Mizrem (KTM lc4 ADV) i Marcinem (KTM 690R) w połowie trasy mamy się spotkać z Lorsolem (KTM LC8 R)

Wylot w WW-A rozpoczęliśmy w okolicach Łomianek okazał się banalny, po za drobnymi podjazdami na wał przeciwpowodziowy po śliskiej i mokrej trawie gdzie gleby szadziliśmy okrutne :) A po przetrwaniu tych "trudności" ukazał nam się asfalt, który nie miał trwać długo :)


Stara opuszczona i zrujnowana cegielnia



 

Ślad który narysowałem w okolicy stolicy przy Wiśle przerósł nasze oczekiwanie czysty off z elementami ostrych podjazdów, zjazdów i wąwozowa,  aż dziw nas brał ze to wszystko tak blisko Warszawy. Z jednym wąwozem mieliśmy olbrzymi problem bo błoto wciągnęło mnie po osie :( Walczyliśmy w trójkę, żeby uwolnić moją bestię z coraz mocniej zasysającej rozwodnionej gliny.
 Sprawiało nam to jednak dużo frajdy z powodu posuchy w ostatnich wyjazdach.

Dotarliśmy do gospodarstwa gdzie przywitał nas miły gospodarz nasz ślad GPS kazał jechać przez jego gospodarstwo On wytłumaczył nam jednak, że nie do końca jesteśmy na śladzie bo trzeba jechać w wzdłuż jego płotu w dół do wąwozu i na górę a tam już piękna droga szutrowa. Ostrzegł nas jednak, że zjazd jest stromy, a i sam podjazd do łatwych nie należy. Jak powiedział "WSK tam ledwo wyjeżdżały". Uśmiechnęliśmy się pod nosami gdzie tam WSKe porównywać do naszych ogierów z czystej krwi KTM-a
Po paru chwilach byliśmy już na szlaku i szutrowej drodze







W połowie trasy spotykamy Lorsola na jego LC8 wyjechał nam na przywitanie z wybrzeża. Na codzień jest kapitanem na statku i dużo czasu spędza na wodzie jak się dowiedział, że jedziemy w jego kierunku, a on akurat zszedł ze statku postanowił wyruszyć nam na przywitanie i w pól drogi nas przywitać. Więc w okolicach Ciechocinka jechaliśmy już w czwórkę. Lorsol oznajmił, że niestety ślad jest strasznie pokręcony i musiał podgonić asfaltem, a jak chcemy pobalować wieczorem przy ognisku to radzi szybko znaleść miejsce na biwak i wcześnie położyć się spać bo trzeba rano wstawać i gonić, żeby zdążyć przed zachodem słońca. Jak powiedział tak zrobiliśmy. Szybkie zakupy alkoholowo żywnościowe i dzida nad brzeg. Pozbierać drewno na opał, rozbić namioty i ... na resztę spuszczę zasłonę milczenia.






Niestety, zaczęło padać i długo przy ognisku nie posiedzieliśmy. Ranek i najlepszy widok, mokry napój :) poszedł prawie na raz. Pewnie coś mi zaszkodziło :) 
Zbieramy się szybko i w ciągu godziny ruszamy dalej jedynie Marcin niestety musi się odłączyć i wracać do domu coś w robocie.


Mizer popełnił błąd taktyczny i zostawił napoje po za namiotem i to z tyłu 



tradycja KTM Mizra na glebie 










Dość szybko połykamy kolejne szutrowe kilometry niestety Mizer gdzieś po drodze łapie gumę. Okazuje się, że nie mamy nic na zmianę i musimy odnaleźć jakąś wulkanizację. W warsztacie okazuje się, że przez niskie ciśnienie urwał się wentyl, a nie mamy nic na zmianę panowie znajdują rozwiązanie zalepiają dziurę po wyrwanym wentylu i wstawiają nowy w innym miejscu. Uratowani lecimy dalej. Powiem Wam, że tereny zalewowe między wałem, a rzeką są pięknie i bujnie porasta je trawa rolnicy wykorzystują je jako pastwiska i dzięki temu poznałem moc elektrycznego pastucha ponieważ wydzielają sobie teren co by im bydło nie rozlazło się trzeba co jakiś czas takiego pastucha przepiąć. Nieopatrznie raz złapałem takie cudo w nie wyznaczonym do tego miejscu i poznałem moc prądu ojjj poczułem :)



Docieramy w okolice Mierzej Wiślanej Lorsol oznajmia, że jesteśmy na miejscu! A ja na to, że jeszcze nie i tłumaczę konieczność zobaczenia wlotu Wisły do Bałtyku, żeby nie trzeba było tego wyjazdu powtarzać jak pierwszego Projektu który zakończył się zaledwie w Krakowie.
Kierownik LC8 uśmiechnął się odpalił maszynę i krzyknął za mną :)  wąską ścieżyną na szerokość 30cm i między krzakami docieramy bad sam brzeg Lorsol ściąga kask i mówi "nic więcej Panowie dla was w stanie zrobić nie jestem ;)   Pięknie plan zrealizowany jeszcze tylko noc nad morzem przy ognisku i rano ancwaltem gonimy do Warszawy musimy być w miarę wcześnie w domach, a drogi będzie sporo zwłaszcza, że nie chcemy lecieć głównymi drogami nie przepadamy za podmuchami wywoływanymi przez mijające nas ciężarówki 



Odbijamy trochę od cywilizacji, żeby nie mieć problemów z prawem rozbijamy namioty i już ze świadomością dobrze wykonanego zadania zaczynamy biesiadę. Zmęczeni, szczęśliwi planujemy już kolejne wyjazdy które jak się póżniej okazuje legną w gruzach (brak czasu, powiększenie rodziny i wiele innych spraw pokrzyżowały nam plany na kolejnych wyjazdów)  Mamy już na szczęście 2017 i plany są ambitne co z nich wyjdzie? Zobaczymy. 








Rano żegnamy Kompana z nad morza i asfaltem bez zbędnych atrakcji w okolicy popołudnia docieramy w okolicę Warszawy gdzie zjeżdżamy na leśne szutry, żeby trochę odpocząć od czarnej drogi gdzie kierowcy puszek traktują nas jak cele do strącenia. 

Jeszcze przed samą warszawą pogoda postanawia nam przemyć sprzęty i pyłu po szutrach i do garażu docieramy przemoczeni , ale szczęśliwi z kolejnego fajnego wyjazdu w doborowym towarzystwie. 

Projekt odbył się w 2014 !!! więc do czasu jego publikacji trochę wody jednak upłynęło było jeszcze pare atrakcji po drodze ale mam nadzieję, że 2017 będzie jednak znacznie bardziej udany pod względem wyjazdów. Do zobaczenia w drodze. 



Jerzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz