Maroko, dzień trzeci
|
bliżej gwiazd! |
Wstajemy razem z kogutami, całą noc ujadały okoliczne psy. Temperatura spadła do 3-4C, a podłoże w gaju oliwnym podobne jest raczej do kartofliska, więc jesteśmy średnio wyspani. Wstajemy 15 minut po wschodzie słońca. Ciągle jest chłodno, zakładamy kominiarki, szczęśliwcy włączają ogrzewane manetki. Droga to znów fajne serpentyny. Nagle na drodze widzimy poruszający się kamień, to żółw, zatrzymujemy się i robimy szybką sesje zdjęciową i odtransportujemy gada na drugą stronę jezdni. Dojeżdżamy do królewskiego miasta Fez. Ruch miejski w tym mieście to standardowy arabski chaos, dodatkowo pogłębiony przez remonty, przejazd to całkowita masakra. Jazda pod prąd wymuszanie pierwszeństwa to norma. Jak najszybciej wyjeżdżamy z miasta i kierujemy się w stronę gór niedługo widzimy ośnieżone szczyty atlasu. Zatrzymujemy się coś zjeść, dostajemy nasz pierwszy tajin, lokalna potrawa składa się głównie z frytek , chleba i odrobiny mięsa z kością. Niezbyt najedzeni ruszamy dalej za miejscowością Boulemane rozpościera się niewielki płaskowyż, droga R503 zamienia się w licząca 80 km prosta z jedynie kilkoma łukami. Przed nami wspaniałe ośnieżone szczyty Atlasu Wysokiego. Jak zwykle godzinę przed zachodem odbijamy w boczną drogę w poszukiwaniu noclegu.
W oddali widzimy na wpół opuszczony Fort Legii Cudzoziemskiej, postanawiamy tam zanocować. Szybko otaczają mas miejscowe dzieciaki. Jedno z dzieci ma dziurawą piłkę, proponujemy wiec szybki mecz Polska - Maroko. Gra na drobnych kamyczkach niemalże kończy się dla mnie zwichnięciem kostki, do końca wyjazdu będą miał ją mocno opuchniętą, na szczęście but enduro to prawie jak gips. Przy stanie 6-6 uznajemy mecz za zakończony , dajemy chłopakom gifty od naszych sponsorów i rozbijamy obóz. Jurek i Kowal dokonują też przeglądu technicznego DR-ki wychodzi kilka drobnych napraw: regeneracja linki sprzęgła i zmiana ustawień kierownicy.
Dzieciaki rozpalają nam ognisko, przyjeżdża też policja i kontrolnie sprawdza nasze papiery, wszystko w miłej atmosferze. Już przed samym zapikowaniem się w śpiwory przychodzą do nas jeszcze miejscowi, tym razem przynoszą berber whiski i jedzenie, kurczak z kuskusem. Tym razem jedzenie jest bardzo smaczne i jest go bardzo dużo, żeby nie zrobić przykrości naszym gospodarzą część ładujemy do reklamówek. Ciepłe jedzenie na pewno się przyda przypuszczalnie tej nocy temperatura spadnie w okolice zera, śpimy w bieliźnie termicznej i czapkach, śpiwory dodatkowo okrywając ciuchami motocyklowymi.
Byliśmy bliżej gwiazd, widok nie do zapomnienia!
Nasze polożenie: Fort Fez Burmet N 33.0959 W004.75652 wys 1546
|
jeszcze w oliwkach |
|
fort zdobyty, flaga zatknięta |
|
wreszcie pyszny tajin i gorąca berber whiski |
Mizer
dzień czwarty wyprawy tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz