Maroko, dzień drugi
O świcie budzi nas zaprzyjaźniony oficer. Jest bardzo rześko, szybko zbieramy obóz, zakładamy wszystkie podpinki, kominiarki i ciepłe ciuchy. Żegnamy naszych wojskowych gospodarzy i ruszamy w drogę na południe. Na śniadanie zatrzymujemy się po 2 godzinach w przydrożnym barze, temperatura zdążyła podskoczyć do 20 C. Dostajemy sadzone jajka, oliwki i placek chlebowy, jedzenie samkuje wyśmienicie. Przebieramy się i ruszamy dalej w drogę.
Po jakiś 50 km postanawiamy zjechać z głównej ruchliwej trasy na trzeciorzędną górska drogę, mimo że przypuszczalnie opóźni to nasze dotarcie do Sahary. Był to strzał w dziesiątkę, droga R408 to fantastycznie pokręcona szutrowo asfaltowa droga biegnąca szczytami gór. Jechaliśmy umiarkowanie szybko, trzeba było być bardzo ostrożnym, droga ma szerokość trzy metrów i ale pojawiają się wyrwy wielkości samochodu. Widoki zapierały dech, momentami widać było tylko drogę i błękit nieba.
Na jednym z postojów podchodzi do nas miejscowy i usilnie próbował sprzedać nam haszysz, podobno najlepszy na sen. Sytuacja ta powtarza się jeszcze parokrotnie, z tym że sprzedawcy coraz młodsi, przy jednym z boisk hasz próbuje sprzedać nam 8 latek. Góry Rif to zagłębie haszyszu. Godzinę przed zmierzchem rozpoczynamy poszukiwać odpowiedniego miejsca na nocleg, w końcu lądujemy w gaju oliwnym.
Koordynaty noclegu N34.59489 W005.26902
|
oj haszu zabrakło |
|
nasz podstawowy dopalacz |
|
objawił się też tajemniczy wielbiciel Mitycznej Gosławy |
|
Ciągnie swój do swego nie ma jak zgodność kolorystyczna |
|
tak, swój do swego :) |
|
pierwsze kilometry w górach Rif |
|
serpentyny, serpentyny ! |
|
pozdrowienia z miejscowymi bikerami |
|
nasze obozowisko pod oliwką |
Mizer
dzień trzeci wyprawy tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz