20 marca 2011

Góry Rif, w krainie haszu

Maroko, dzień drugi

O świcie budzi nas zaprzyjaźniony oficer. Jest bardzo rześko, szybko zbieramy obóz, zakładamy wszystkie podpinki, kominiarki i ciepłe ciuchy. Żegnamy naszych wojskowych gospodarzy i ruszamy w drogę na południe. Na śniadanie zatrzymujemy się po 2 godzinach w przydrożnym barze, temperatura zdążyła podskoczyć do 20 C. Dostajemy sadzone jajka, oliwki i placek chlebowy, jedzenie samkuje wyśmienicie. Przebieramy się i ruszamy dalej w drogę.
Po jakiś 50 km postanawiamy zjechać z głównej ruchliwej trasy na trzeciorzędną górska drogę, mimo że przypuszczalnie opóźni to nasze dotarcie do Sahary. Był to strzał w dziesiątkę, droga R408 to fantastycznie pokręcona szutrowo asfaltowa droga biegnąca szczytami gór. Jechaliśmy umiarkowanie szybko, trzeba było być bardzo ostrożnym, droga ma szerokość trzy metrów i ale pojawiają się wyrwy wielkości samochodu. Widoki zapierały dech, momentami widać było tylko drogę i błękit nieba.

Na jednym z postojów podchodzi do nas miejscowy i usilnie próbował sprzedać nam haszysz, podobno najlepszy na sen. Sytuacja ta powtarza się jeszcze parokrotnie, z tym że sprzedawcy coraz młodsi, przy jednym z boisk hasz próbuje sprzedać nam 8 latek. Góry Rif to zagłębie haszyszu. Godzinę przed zmierzchem rozpoczynamy poszukiwać odpowiedniego miejsca na nocleg, w końcu lądujemy w gaju oliwnym.
Koordynaty noclegu N34.59489 W005.26902
oj haszu zabrakło
nasz podstawowy dopalacz
objawił się też tajemniczy wielbiciel Mitycznej Gosławy

Ciągnie swój do swego nie ma jak zgodność kolorystyczna
tak, swój do swego :)
pierwsze kilometry w górach Rif
serpentyny, serpentyny !
pozdrowienia z miejscowymi bikerami
nasze obozowisko pod oliwką

Mizer

 dzień trzeci wyprawy tutaj 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz