13 czerwca 2011

Pomaluj mój świat na niebiesko

tylko dlaczego na niebiesko? Przecież ja nie znoszę tego koloru!

No dobra, nie będę wybrzydzał. Cofnę się natomiast w czasie i wytłumaczę jak to się wszystko zaczęło.
Otóż na weekend 3-5 czerwca, zarezerwowane były dla nas dwie Yamahy Tenere. Mała 660 i duża 1200. Mityczna Gosława, w tym czasie planowała wycieczkę w okolice Bydgoszczy. Jej poczciwa Tenerka chwilowo zaniemogła, więc rozwiązanie przyszło samo. Jedziemy razem na testowych sprzętach.
Dzień przed startem dowiaduję się, że 660-tka miała wypadek i Yamaha może nam wypożyczyć inny motocykl. Tegoroczną nowość Fazera 800. Jak dla mnie ok, ale co ja powiem Mitycznej? Nastawiła się na podróżne enduro a tu taka odmiana. Powiedziałem tylko, że motocykl będzie inny, ale jaki to – niespodzianka :)






Szybko okazuje się, że aluminiowe kufry są wygodnym rozwiązaniem i wszystkie nasze bagaże mieszczą się w środku. Prawie wszystkie – Fazerek dostaje na siedzenie pasażera worek.
No to jedziemy… Najbliższy przystanek Modlin, gdzie Mizer i Jurek czekają na nas, aby zrobić nam kilka zdjęć. Droga do Modlina mija szybko i bez przygód. Pierwsze oswojenie ze sprzętami mamy już za sobą.




Śniadanie i sesja trwają dwie godziny, chłopaki odjeżdżają a my zostajemy sami z naszymi „testówkami” i planem na wycieczkę. Planem wymyślonym przez Mityczną Gosławę, bo to ona tym razem dzierży pałeczkę przewodnika. Kierunek Solec Kujawski, ale zaraz zaraz, nie tak prosto, bo po drodze mamy kilka zaplanowanych atrakcji. Pierwszą z nich są wiatraki. Nie te nowe, wielkie i teoretycznie ekologiczne, tylko te stare drewniane, czasem murowane a już na pewno zdezelowane.

Pierwszy odnajdujemy w Chełmicy Małej, jest niesamowity. Ząb czasu niemal całkowicie pozbawił go  obudowy a wszystkie mechanizmy oparły się o drzewo. Wygląda to zjawiskowo.




Poszukiwania kolejnych konstrukcji szły nam już gorzej. Wiele z nich już dawno się rozpadło lub zostało rozebranych. Niemniej mamy przy tym spory ubaw. Jeździmy w miejscach do, których normalnie by się nie dojechało i rozmawiamy z miejscowymi, którzy zdziwieni naszymi poszukiwaniami z przykrością stwierdzają, że owszem był, ale już go niema. Tego dnia chcemy się jeszcze przeprawić przez Wisłę promem do Nieszawy. Niestety prom pływa tylko do godziny 17. Pozostaje nam podziwianie panoramy miasta z przeciwnego brzegu i powrót tą samą drogą. Wcale nas to nie martwi, bo nigdzie się nie spieszymy a ponadto droga z Lipna jest niewątpliwie godna polecenia, choć warto pamiętać, że nie na całej jej długości jest asfalt.

Powoli zaczęło się robić późno, więc wjechaliśmy na lepsze drogi i dotarliśmy do pola namiotowego w Prądocinie nad Jeziorem Jezuickim, gdzie właściciele nie dość, że poczęstowali nas kolacją, to jeszcze nie policzyli za motocykle, gdyż zapomnieli umieścić takie sprzęty w cenniku.

Kolejny dzień i kolejne niespodzianki. Dziś kręcimy się po okolicach Inowrocławia w poszukiwaniu ciekawych obiektów. Na szczęście Mityczna się przygotowała i mniej więcej wiemy gdzie szukać. Po kilku nieudanych próbach w końcu trafiamy na perełkę. Bohaterem dnia jest niesamowity obiekt znaleziony w Chrośnie. Wiatrak koźlak o drewnianej konstrukcji ryglowej z 1832r., który określany przez miejscowych mianem “Gustaw” służył mieszkańcom wsi do 1970r.





Nie mniejszą ciekawostką jest droga wzdłuż Jeziora Pakoskiego. Już sama w sobie jest interesująca widokowo, ale to co zobaczyliśmy mniej więcej w połowie przeszło nasze oczekiwania. Mianowicie pośród niczego, aż po sam horyzont ciągnie się wyciąg krzesełkowy. No może nie do końca wyciąg, ale kolejka linowa transportująca kruszywo do elektrowni. Wygląda dość surrealistycznie.
Tego dnia znajdujemy jeszcze dwa wiatraki lecz nie są one tak imponujące jak Gustaw. Jeden to Holender, przerobiony na stojak pod antenę GSM a kolejny tzw. koźlak, ten z kolei przerobiony na sklep spożywczy.





Do miejsca noclegu, znajdującego się w puszczy Bydgoskiej kierujemy się drogą przez poligon na zachód od Aleksandrowa Kujawskiego. Mijamy ciekawą tablicę przy szlabanie informującą o czasowych ostrzałach artyleryjskich. Na szczęście szlaban jest otwarty i jedziemy bez fajerwerków. Nocujemy na polance obok Radiowej Stacji Nadawczej nad stawem, który jest prawdziwym wybawieniem po całym dniu jazdy w upale.




Z rana po ewakuacji z piekarnika, jakim oczywiście staje się namiot rozbity w pełnym słońcu, dzięki uprzejmości naszych znajomych zostajemy wpuszczeni na teren i oprowadzeni po Radiowym Centrum Nadawczym w Solcu Kujawskim, skąd nadawany jest PR1 Polskiego Radia. Po tej wycieczce, zamieniamy się na chwilę motocyklami i ruszamy w kierunku domu. Unikając rzecz jasna głównych dróg.

Niebawem postaram się wrzucić kilka słów o odczuciach, które towarzyszyły mi podczas obcowania z motocyklami Yamahy

Tomek.


zdjęcia: Mityczna Gosława i EnduroVoyager

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz