22 października 2012

Polska Złota Jazda

Tej jesieni nie tylko liście na drzewach były pomarańczowe, na szutry wskoczyły też trzy maszyny z pomarańczowej stajni KTM, bo o nich mowa. Świetnie maskują się w lesie gdy jesień zawita do polskich lasów.



    
  Polska Złota Jesień w pełni. Motocykl w końcu sprawny więc czas na mały trip. Podstawowy skład znany był od początku. Ja oraz dobrzy znajomi z forum ADV. Ponieważ pogoda na sobotę i niedzielę zapowiadała się przepiękna postanowiliśmy nie jeździć tylko wokoło komina tylko może gdzieś dalej. Jak jesień to tylko dwa kierunki Góry lub Mazury. W tedy kolory liści są najciekawsze, przechodzące przez las promienie słońca dają wrażenie oszałamiające.


Rob kupił sobie snikers-a  żeby nie gwiazdorzyć   :)





Do samego końca poza podstawowym składem deklarowali się też inni z forum, że chcą jechać. Jak to jednak bywa na chęciach się skończyło. 
Startujemy punktualnie  o 9-00. Postanawiamy odjechać od Warszawy asfaltem do samego Wyszkowa. Marcin ma wbity ślad w GPS. Niestety większość dróg, kiedyś pięknych szutrówek,  jest teraz asfaltowych. Nie poddajemy się jednak tak łatwo i szybko odnajdujemy inne drogi trzeciej kategorii.














 Po drodze mijamy rzekę Narew, przeprawa promem była dziwna. Pan najpierw raczył sprawdzić pochodzenie motocykli, kontrolnie zerknął na rejestracji i zażyczył sobie 6 PLN natomiast jak wracaliśmy nie wiedzieć czemu stawka wzrosła do 8 PLN. 





Rob poprawia rajstopki

Marcin jak zwykle zaciekawiony mechaniką

Ja


W sumie w siodle spędziliśmy  aż 10 godzin i dotarliśmy nad jezioro Śniardwy do znanego nam pensjonatu w Niedźwiedzim Rogu. Gubię drogę pamiętam tam piękny szuter, a tu gładki jak stół asfalt. W końcu trafiam pod pensjonat. Wypijamy parę kropelek trunku na wzmocnienie i jeden z nas gaśnie w opaku :) Rano budzi nas Rob, musi wysłać armie ???? Okazuje się, że gra w jakąś grę i buduję armie dla kogoś z rodziny :)












Ranek zapowiada się mglisty i nic nie wskazuję na poprawę aury. Mgła towarzyszy nam niestety do samego końca. Startujemy nieco później 10-00 to dobra godzina, w Piszu zatrzymujemy się jeszcze tylko na śniadanie. Zupa rybna i jajecznica wiejska robi dobrze na morale. Naładowani energią ruszamy w kierunku Warszawy. Mgła ogranicza prędkość, jest też chłodniej niż wcześniej Staramy się też wybierać inne ślady niż dzień wcześniej lecz okazuje się, że oryginalny ślad idzie ciągle asfaltem. Rob-owi kończy się też paliwo więc odnajdujemy stację paliw i przy okazji w barze zjadamy obiad . Marcin dostaje nowych sił i jak szatan pędzi przez las przy okazji nawigując "szacun"










Pyszną zabawę przerywa  mgła i szarówka. Niebezpiecznie ograniczona widoczność, a nieznajomość szlaku powoduję spadek prędkości i całe szczęście bo Marcin w ostatniej chwili zauważa e-pastucha i hamując awaryjnie pokazuje nam płytę osłaniającą silnik. Szok, leci przez kiere, na szczęście nic mu się nie dzieje, bo ziemia jest miękka. Chwile później wskakujemy już na drogę żeby o jakiejś ludzkiej porze dotrzeć do domu. 

Wyjazd jak zwykle obfituję w pyszną zabawę i wspaniale chwile w siodle, a Złota Polska Jesień obfituje w przepiękne widoki. Będzie trzeba jeszcze w tym roku to powtórzyć.

Jerzy

1 komentarz:

  1. Widać, że chłopaki tempo mieli dobre :).
    Kolejny dzień wyprawy Kosmos, dziś wyjątkowo wieczorem.

    OdpowiedzUsuń