Wyprawa Kosmos 2012, dzień czternasty
|
twierdza w Chocimiu |
Dzień zaczynamy od odwiedzin pobliskiej twierdzy. Podjeżdżamy na parking dla turystów, chwila później słyszymy milicyjną syrenę. Dojeżdża do nas ogromna kawalkada motocykli! To Rajd Katyński, ma tutaj obowiązkowy półgodzinny postój na zwiedzanie. Rozmawiamy z przewodnikiem (wypadło mi z pamięci jego imię), nie dawno wrócił z Kazachstanu. Jeździ Trampkiem i jest bardzo zainteresowany
modyfikacjami zawieszania w Emilowym Transkarpacie.
Chłopaki jak się szybko pojawili, tak samo szybko znikli. Nie mamy ochotę łazić na piechotę po twierdzy. Wiadomo, że zamki najlepiej podziwiać z oddali. Musimy tylko znaleźć odpowiedni punkt widokowy. Skręcamy z afaltowej drogi w boczny szutr. Miejscowi machają nam, że droga ślepa -zobaczymy. Dojeżdżamy nad Dniepr, stan rzeki jest wyjątkowo niski (po powrocie dowiaduję się, że to samo dotyczyło Wisły) i możemy jechać wyschniętym korytem. Muł momentalnie zalepia opony, jazda jak na ślizgawcę, docieramy pod same mury. Twierdze mamy zaliczoną możemy jechać dalej.
Naszym następnym przystankiem jest miasto Czerniowce. Emil słyszał od znajomych, że jest bardzo ładne i w ogóle warto je zobaczyć. Przedmieścia wyglądają raczej ponuro, smutne szare blokowiska. Już mamy zawracać, ale zaczepia nas przechodzień i tłumaczy jak dojechać do centrum. Tam jest naprawdę ładnie. Na jakiś czas rozdzielamy się, mój KTM jest znacznie węższy ( w mieście mam też bardziej bezkompromisowy styl jazdy), i Emil ginie mi w lusterku. Musze zrobić pętle, na szczęście w końcu się odnajdujemy. Kolejny przechodzeń, tym razem pani Halina (oczywiście po polsku), instruuje nas jak dojechać na uniwersytet, dawną siedzibę biskupów.
Poranny off i południowe zwiedzanie miasta zabrało dużo czasu. Jeżeli chcemy zdobyć połoninę musimy trochę przycisnąć gazu. Wjeżdżamy na główną drogę, jest strasznie nudna i zaczynam lekko świrować. To nie jest dobre. Mieliśmy już jedno spotkanie z milicją, na szczęście obeszło się bez strat. Ściemnia się, decydujemy odbić w jakąś boczną drogę. Dzisiaj już na pewno nie podjedziemy pod połoninę Libohorę, trudno. Nowa droga jest bardzo fajna, pełna serpentyn.
Jest już ciemno, nagle macha do nas jakiś facet z kempingu, widzimy też motocykle (Africe Twin i lekkie enduro). I tak mieliśmy się zatrzymać, żeby się trochę rozgrzać. W nocy w karpatach jest już zimno. Podchodzi do nas Czech (właściciel Afryki). Jest tu przewodnikiem grupy Austriaków, przyjechali
pojeździć po Borżawie, połonina jest 2 km stąd!!! Żegnaj Libohoro, witaj Borżawo! Jednak dzisiaj wjedziemy na połoninę. Tuż przed północą, już podczas podjazdu, mylę drogę i podjeżdżam pod domki przeznaczone dla turystów. Od Ukraińców z Kijowa dostajemy pyszną słodką kawę, i ciepłą zupę. Chłopaki robią sobie z nami zdjęcia, piją też za nasz szczęśliwy powrót do domu. Doładowani psychicznie i energetycznie ruszamy dalej, na podjeżdzie dla odmiany jest gorąco. Dziś śpimy na połoninie.
|
z Kazachstanu na Rajd Katyński, wszystko na Transalpie |
|
dużo motocykli, jak dla mnie za dużo |
|
rozpoczynamy zabawę |
|
muł rzeczny jest wyjątkowo przylepny |
|
Czerniowce zachwycają architekturą |
|
bez gwiazdy nie ma jazdy |
|
zatrzymujemy się na chwilę pod uniwerkiem |
|
na Ukrainie pełno jest sympatycznych bezpańskich psów |
|
nowi przyjaciele poznani na podjeździe na Borżawę |
|
kosmonauci przybyli, trzeba to uwiecznić |
|
w tych pięknych okolicznościach przyrody .... |
|
3.30 prawie śpimy |
Mizer
p.s.
była jeszcze babinka, która nas ostrzegała żebyś tam nie jechali (na borżawę), bo na pewno zginiemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz