Od powrotu do domu z Zakarpacia minął już tydzień, a wspomnienia ciągle żywe. W pierwotnym planie miałem jechać z całą ekipą z forum ADV na lawecie. Wyszło jedna tak, że pędziłem na kołach razem z Mizrem i Emilem którzy jechali dalej na wschód, a na Ukrainie odwiedzali tylko Vadika gdzie my mieliśmy bazę wypadową.
Podjazd u Vadika gdzie parkowaliśmy maszyny |
Pierwszy dzień i dwie wiadomości. Pada, a druga Marcin 3523 jedzie do nas i będzie wieczorem. Tym czasem ruszamy w stronę połoniny Turnei. Leje jak z cebra i po 10 min mamy dość. Zatrzymujemy się w opuszczonej chacie, czekając na rozpogodzenie. W końcu przestało padać i ruszamy dalej, zaczyna się ostry podjazd po śliskich i dużych kamieniach. Sławek na BMW niefortunnie ląduje na prawą stronę obijając udo i rozbijając chłodnicę w motocyklu.
Postanawia zawrócić i uspokaja wszystkich, że nie odpuszcza bo ma zapasowe części w tym chłodnicę :) Sławek powoli wraca do bazy, a my jedziemy dalej. Kamienie nie są tak straszne jak błotniste podjazdy, które nas czekają. Część z nas jeszcze nie zmieniła opony na bardziej agresywne co mści się okrutnie na podjazdach. Wyczerpani wracamy do bazy entuzjazm jednak jest wielki bo jutro Połonina Borżawa. Specjalnie nie uprzedzam Krzenienia ile kilometrów trzeba zrobić po asfalcie, żeby do połoniny dojechać bo jedzie KTM-em 250 w cwaju co oznacza straszną męczarnie.
Po drodze na Borżawe jest jeden posterunek Milicji gdzie zawsze jesteśmy
zatrzymywani i przechodzimy drobiazgową kontrolę, wiadomo po co. Tym razem
na nasz widok wszyscy funkcjonariusze wchodzą do budynku, jak by nas nie było
?? Przestraszyli się 10 motocyklistów czy co? Zadowoleni z braku
kontroli jedziemy już na samą połoninę. Podjazd prowadzi wzdłuż wyciągu
narciarskiego więc na wszystkich robi to pozytywne wrażenie, pogoda jest
super słońce pięknie świeci, a lekki wiaterek daje pozytywne wrażenie.
Marcin i Smutek postanowili się przekopać |
Wspaniała droga szutrowa w okolicy Gusny |
Pierwsze widoki z Borżawy |
Dość stromy podjazd w połowie jeszcze dodatkowe utrudnienie spowodowane wielkim kamieniami |
Sławek pomimo bolącej nogi niczego nie odpuszczał |
Dość trudny zjazd stromy, kamienisty i pozakręcany. |
Połonina robi na wszystkich ogromne wrażenie. Piękne rozległe góry ciągną się po horyzont, a kolory jesieni zaczynają pokazywać się spod jeszcze zielonej przyrody. Gdzieniegdzie widać ścieżki którymi będziemy jechać, chłopaki nie zdają sobie jednak sprawy jakie podjazdy i zjazdy nas czekają, nie psuje im tej chwili. Postanawiamy za rok tu wrócić, tylko tym razem pod namiot. Takie trzy dni bez pospiechu i pełne relaksu. Miejsc do spania mnóstwo tylko z pogodą będzie się trzeba wstrzelić, bo po w deszczu lub tuż po nim jazda po Borżawie jest niemożliwa.
Ostatniego dnia aparat niestety wyciągam tylko raz kiedy Jakub postanawia wykonać efektowny skok. Dzień ostatni obfituje w wiele przygód. Ja latam po drzewach (motor mi trochę poniosło i za późno odpuszczam gaz co skutkuje wybiciem z nasypu. Opuszczam pojazd i łapie drzewo na wysokości 2m jadący za mną Smutek mało się nie wywraca ze śmiechu jak widzi mój wyczyn. W trójkę wyciągamy z powrotem motocykl na drogę. Strat nie ma więc jedziemy dalej. Nagle kolejny Ktm staje bez prądu. Po godzinny poszukiwaniu awarii (wypieła się jedna z kostek) udaje się wszystko naprawić i gonimy resztę ekipy. Wiem, że kończy im się mój ślad, na poprzednim wyjeździe utopiłem tam nawigację i nie będą wiedzieli jak dalej. Po drodze spotykamy jeszcze Kamratów z Rosji. Ugoszczeni Beherovka i mięsiwem pędzimy dalej. W końcu doganiamy kolegów na połoninie Runa, która wita nas mega mgłą i spadkiem temperatury o jakieś 10 stopni. Szybko się z stamtąd zawijamy i lecimy na obiad.
Jakub z Kaszub po wykonaniu telemarku |
Ostatni wieczór mija nam na wspominkach i umawiani kolejnego wyjazdu. Pięciu z nas wstaje o 5 rano. Chcemy wcześnie dotrzeć do domu, a trzech musi wrócić aż na Pomoże. Na granicy trafiamy na zmianę co oznacza godzinę w plecy. Marcin jedzie do Warszawy mój kierunek to Tomaszów Maz. Rodzinna impreza wzywa.
Rano w poniedziałek jadę odwiedzać Zalew Sulejowski i omijając główne drogi jadę do Warszawy i odkrywam 80 kilometrów szutrowych dróg ku mojej radości oczywiście
Zalew Sulejowski |
Szutry z Tomaszowa do Warszawy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz